Czy warto jechać na ryby do Norwegii w marcu?

Dwa lata temu, pierwszy raz zobaczyłem to zdjęcie jako symulację komputerową nowej bazy wędkarskiej, umieszczonej na forum morskapasja.pl przez kolegę Andrzeja z Będzina. Natychmiast przejrzałem pobieżnie batymetrię okolicznych łowisk i zapragnąłem pojechać tam na ryby. "Jeżeli o czymś mocno marzycie, to cały wszechświat sprzysięga się, aby pomóc Wam to osiągnąć" - Paulo Coelho w Alchemiku.
O Mikkelvik słyszałem znacznie wcześniej, kiedy zaczytywałem się o halibutach na blogu szwedzkiego przewodnika wędkarskiego Pera Jonassona, łowiącego te cudne flądry po zachodniej stronie wysp Rebbenesoya i Grotoya. Moja droga do tego ogromnego obszaru łowisk (ponad 800 km kw.) prowadziła przez Sommaroy i Dyrsfjorden, które odwiedziliśmy z kolegami w kwietniu, czerwcu i lipcu 2016 roku. Ośrodek w Mikkelvik był wtedy jeszcze w budowie. Nadal trwają tam intensywne prace wykończeniowe przy kolejnych obiektach. Nieliczni szczęściarze mieli już okazję wędkować i korzystać z Mikkelvik Brygge od maja 2016 roku. To właśnie w Sommaroy w kwietniu ub. roku, Daniel zaproponował, abyśmy na skrei wybrali się jeszcze wcześniej. Irek podjął temat, mnie nie trzeba długo zachęcać. Do naszej 3-osobowej grupy, dołączył spontanicznie Andreas, nasz kolega z Niemiec - przewodnik wędkarski, którego poznałem w czerwcu 2013 roku na Vedze. Wybór padł na Mikkelvik i we wrześniu 2016 mieliśmy wszystko dopięte. Marzec to jeszcze niski sezon, więc nie trzeba rezerwować takich topowych ośrodków wędkarskich z ponad rocznym wyprzedzeniem. W Norwegii w marcu jest zima. Sztormy są częściej niż latem, za to ryb jest mnóstwo, zwłaszcza skrei. O skrei pisałem wcześniej tutaj.

Środa 22 marca

Daniel, Irek i ja, mamy wylot z Gdańska o godzinie 13.25. Andreas już łowi, ponieważ wyruszył 3 dni przed nami, autem z Niemiec przez Szwecję. Wyjechał o 1 dzień za wcześnie, jednak gospodarze Mikkelvik - Katja i Oliver, zatroszczyli się o niego. Mógł wcześniej zając apartament nr 3 i wziąć w środę łódź.
Zdjęcia z okna naszego apartamentu, przysłane przez niego w środę rano, tylko nas podgrzały.



Nie ulegajcie jednak tej arktycznej idylli. Cudną pogodę, która była w środę, kapryśna natura, zmieniła w czwartkowy poranek w sztormową kipiel. Nie ma jednak tego złego. Zrobiliśmy bardzo solidne sklarowanie sprzętu, przed możliwym wyjściem w morze w piątek. To też niezła opcja. Zwłaszcza że warunki zakwaterowania są znakomite.
Z lotniska w Tromso w środę wieczorem, odebrał nas Oliver - właściciel bazy. Komfortowym busem, na kolczastych oponach dowiózł nas bezpiecznie, 80 km zaśnieżonymi drogami poprzez wyspę Kvaloya a dalej tunelem pod Kvalsund, do celu na północny kraniec wyspy Ringvassoya.
Metaxa wieczorem też pomogła złagodzić nie najlepsze prognozy na najbliższy tydzień.
W czwartek rano tak wyglądały prognozy.

To, że w piątek i sobotę do godzin wczesnych popołudniowych widać znośne okienko ze słabszym wiatrem, to jeszcze nic nie znaczy. W Norwegii pogoda zmienia się czasami w "mgnieniu oka", zwłaszcza wiosną i jesienią. Niedzielny sztorm z porywami do 26 m/s raczej bankowy. Już teraz mogę napisać, że było nawet 30 m/s! To zrzut ekranowy z aplikacji Windfinder PRO na smartfona.

Fundacja złotej 1-dolarówki

Przed pójściem spać, w środę wieczorem, Daniel zebrał całą załogę, aby obwieścić że dla wędkarza, który złowi największą rybę wyprawy, ufundował medal - złotą monetę jednodolarówkę.

Czwartek 23 marca

Z prognozami pogody bywa różnie, zwłaszcza w Norwegii. Mimo sprawdzania kilku portali pogodowych, zaklinania wiatru i listów do Szamana, najlepiej dodatkowo pogodę i warunki na wodzie zbadać "z natury". Trzeba obserwować niebo, kierunek wiatru itd, itp. Żeglarze oraz wielokrotni bywalcy na połowach w Norwegii, wiedzą o czym piszę. Bezpieczeństwo ponad wszystko. Dlatego w czwartek, mimo jeszcze silnego ale słabnącego wiatru, po południu wypłynęliśmy na krótki rekonesans do wylotu Grøtøysundet, aby zobaczyć co dzieje się dalej na otwartej wodzie, po nocnym i porannym, czwartkowym wietrze. Mieliśmy na wyprawie wyczarterowaną nową dużą łódź Ouicksilver Pilothouse 755 z 220 KM silnikiem. Zawsze trzeba sprawdzić łódź, zwłaszcza jak jest nieznana. Wiemy wtedy, czy "nadajemy na tych samych falach". Oliver - właściciel Mikkelvik Brygge - zasugerował dryfować za halibutem na południowych blatach wyspy Grøtøya. Wiatr jest N-NW, więc łowisko powinno być osłonięte. Falowanie było tam jednak znaczne, dryf 2-3,5 kn, więc po kilkunastu minutach prób, wycofaliśmy się do fjordu, gdzie czarownice nadal szalały po grzbietach fal, co widać i słychać na filmie niżej.



Po powrocie do bazy uzgodniliśmy, że jutro skoro świt wychodzimy na otwartą wodę. Tak też się stało. Silni, zwarci i gotowi a przede wszystkim pełni nadziei na Big Skrei, meldujemy się o godzinie 6 na przystani.

Piątek 24 marca



Chwilę później pomykamy dziarsko na łowisko. W ten piątek wiatr siadł wyraźnie i tak ma być do sobotniego popołudnia. Niżej film z pierwszego rejsu na ocean, naszej marcowej wyprawy.


Po dopłynięciu na losowo wybrane miejsce, ok godz. 7.30 zaczęło się! Pierwszy dryf i ręce aż bolą. Ryby są na wielu głębokościach, 60, 80, 100, a nawet na 120-140 m. Ogromne dorsze skrei. Waleczne i w cudnej kondycji. Żerowały bez opamiętania, jakby świat miał się skończyć. Może czuły nadchodzący niedzielny sztorm?
Warunki jeszcze dość trudne, co widać na filmie niżej, ale za 2 godziny miało być słonecznie...i było.

"Koncert" rozpoczął Andreas jak na gościa przystało

Nie pozostawałem w tyle i dotrzymywałem jemu kroku. Irek odpoczywa w kabinie, Neptun zażądał troszkę od niego pokłonów. W czasie mocnego falowania nie schodźcie pod pokład. Musicie widzieć horyzont, to pomaga złagodzić chorobę morską. Daniel nakręcił cudny film z holu mojego skrei. Omal nie pobiłem życiówki, zabrakło 700 gramów.


Do godziny 11 złowiliśmy tyle ogromnych skrei, że przeraziła nas perspektywa filetowania. Zapadła decyzja o powrocie do bazy. Dokończymy zadanie i będzie więcej czasu na przyjemne medytacje podczas niedzielnej, sztormowej pogody, np. w towarzystwie....metaxy.
Powrót z łowiska był w znakomitych nastrojach, a słońce zaświeciło pięknie...


Na przystani w Mikkelvik gospodarze z zaciekawieniem oczekiwali naszego powrotu. Elaine zrobiła cudne fotki.


Pod pokładem Quicksilvera, z prawej i lewej burty, znajdują się 2 ogromne bakisty, zdolne pomieścić wiele ryb.

Andreas, jak na kapitana przystało, schodził ostatni i zawsze był pierwszy na łodzi. Tankowanie paliwa, klar końcowy, sprawdzenie detali z iście niemiecką precyzją.

17,2 kg szczęścia!

Big Skrei Andreasa tylko niewiele mniejszy.

Każdy z naszej czwórki, złowił swoje 15+


Tak oto zakończył się drugi dzień wyprawy. Mimo sztormowego czwartku i ciężkiego, z wysokimi falami oceanu w piątek, pierwszego dnia łowiliśmy grubo. Najmniejszy dorsz 8 kg, największy 17,2 kg - mój :)

Sobota 25 marca

Prognozy o przyspieszonej wędrówce frontu sztormowego, spowodowały wcześniejszą pobudkę. Do południa ma być znośnie, może nawet lepiej niż w piątek, jednak po południu zacznie narastać wiatr, aby w nocy uderzyć z siłą huraganu.
Wyszliśmy w morze o godzinie 6. Miejsce to samo co w piątek, z drobną korektą. "Nie zmienia się łowiska, gdy wcześniej była w nim ryba" - to motto Andreasa. Moja niecierpliwość na dotychczasowych 12 wyprawach, liczona była często ilościami wypalonej benzyny. Dlatego od tej wyprawy zmiany, Jędrek!
Falowanie oceanu wyraźnie osłabło w nocy z piątku na sobotę. Fale na pobliskim archipelagu, szkierach i wypłyceniach, straciły swą moc a my mogliśmy cieszyć się niezłym wędkowaniem. Irek poczuł się lepiej i cała nasza czwórka z ochotą zabrała się za łowienie. Miejsce to samo z drobnymi zaledwie korektami ze względu na zmieniający się kierunek dryfu. Niestety prognozy się sprawdzają, wzrastała prędkość wiatru a na horyzoncie, było widać nadciągające ołowiane chmury czoła sztormowego frontu.
Wczoraj nieźle połowiłem, więc w sobotę zacząłem to, co bardzo lubię, czyli eksperymenty. Na pierwszy ogień poszedł najnowszy i największy Jerky Pro 9" - 22,6 cm z główką 280 g, w kolorze majteczkowego różu z zaaplikowanym atraktorem Kvalvik Bait na dorsze. Rewelacja!

Szczelina pod swimbait'owy hak na Jerkusiu pozwala zaaplikować atraktor w to zagłębienie, co dłużej utrzymuje jej zapach. Trudno mi ocenić efekty. Co wrzuciło się do wody, byle było ciężkie i odporne na mocny dryf, dawało efekty. Zarówno z Kvalvikiem, jak i bez. Czy widać było różnicę? Zobaczymy na bezrybiu! Dodam że na Jerky w ostatnich 3 latach złowiono sporo halibutów. Wspomnę tutaj moją niedoszłą życiówkę z Vegi - w 9 minucie widać Jerky w paszczy holowanego halibuta.

Sobota znowu jest nasza, mimo że łowimy krótko i pogoda wydaje się cudna, to musimy opuścić łowisko przed narastającym wiatrem i coraz bliższym frontem sztormowym.


Andreas z okazałym Big Skrei.

Powrót z łowiska w sobotę i szybka praca w marinie na filmie niżej.


Za czym przypływają do wybrzeży Norwegii, ponad 600 km te czyste (zero pasożytów) smaczne i waleczne dorsze skrei? Pokonują tak ogromny dystans z Morza Barentsa, aby przede wszystkim najeść się do syta gromadnikiem, niesionym prądem Golfsztrom a ponad wszystko odbyć tarło w cieplejszych od Morza Barentsa, wodach norweskiego wybrzeża. Niżej sfilmowano gody gromadników u wybrzeży Kanady.


Miałem na tej wyprawie, niezmierną radość dotknąć gromadnika i to niejednego. Podczas sobotniego patroszenia dużego skrei, zaciekawił mnie, jego niezmiernie pękaty brzuch. Po otwarciu, wszystko stało się jasne i.....pachnące. Prawie 2 kilogramy świeżych i niestrawionych jeszcze gromadników wysypało się na stół, a izbę wypełnił niesamowity zapach świeżych ogórków. Tak, jak miałem dawniej na Zalewie Szczecińskim, w czasie połowu okoni, które wypluwały stynkę na pokład mojej łodzi. Gromadnik to taka duża, 20-centymetrowa "stynka". Jest to rybka z rodziny łososiowatych, z charakterystyczną płetwą tłuszczową na grzbiecie, tuż przed ogonem. Całe roje gromadników odbywa tarło w rejonie Mikkelvik, m. in. na 3 plażach po zachodniej stronie wyspy Grøtøya. Latem na tym narybku ucztują halibuty :)

 Ogromne płaty ikry skrei. Andreas twierdzi, że odpowiednio przyrządzona, stanowi nie lada przysmak.

 Żołądek wspomnianego dużego skrei jeszcze przed otwarciem.

Tyle świeżych rybek - gromadników, zmieściło się w brzuchu jednego skrei. Humbaki i tak są lepsze, potrafią połknąć pół tony z jednym haustem wody.

Od Nordkapp aż po kraniec Lofotów, od stycznia do kwietnia, trwają miłosne igraszki skrei oraz żniwa skrejowe norweskich rybaków. My też troszkę  uszczknęliśmy dla siebie z tego ogromnego tortu. W końcu łowiska Mikkelvik leżą w połowie drogi pomiędzy Lofotami a Nordkapp.
Z Norwegii możecie legalnie przywieźć 15 kg filetów ryb morskich i 1 okaz. Podróż samolotowa ogranicza możliwości, ale nie do końca. W tamtą stronę zabieramy w sprytnie zapakowane w lekką torbę, styropianowe pudełko z art. spożywczymi z Polski. W drogę powrotną zabieramy w to puste już pudełko, 15 kg filetów. Filety trzeba sprawić samemu. Skrei są duże, filety czyste i wolne od pasożytów. W zgranym zespole praca idzie bardzo szybko.


Niedziela 26 marca

Potwierdzają się prognozy na niedzielę, ze wskazaniem na wzrost prędkości wiatru. Wcześniej Oliver, Andreas i pracownik ośrodka odprowadzają naszego Quicksilvera i 1 łódź Kaasboll 760, do bezpiecznej i osłoniętej zatoki w Skogsfjorden. Należało to zrobić, gdyż to co zrobił niedzielny huragan z nowym pomostem, tego jeszcze w Mikkelvik nie widzieli. Nowy i bardzo mocny pomost pływający, zakotwiczony bardzo grubymi stalowymi linami do zatopionych ogromnych betonowych bloków, został przesunięty o 3 metry, niczym lekkie canoe. Spowodowało to niestety zerwanie trapu łączącego brzeg z pomostem, po którym wędkarze schodzą z tarasu platformy nadbrzeża. Jego podniesienie wymaga bowiem dźwigu! To spowodowało nasze zakłopotanie. W jaki sposób po sztormowej zawierusze dostaniemy się na pomost? Oliver stanął na wysokości zadania i zorganizował małego 3-metrowego tenderka, którym przetransportował nas w poniedziałek i we wtorek, na przesunięty pomost. Operacja została dokładnie udokumentowana filmami.
Co robić w bazie, kiedy nie można wędkować? To już wiecie sami najlepiej! ;)
W czerwcu, jeśli trafi się taki dzień, prawdopodobnie wybiorę się na pstrągi. Oliver pokazał cudne miejsce 10 km od bazy, zaraz u wylotu rzeki łączącej fjord z bardzo dużym jeziorem na wyspie Ringvassoya. Wokół ośrodka, w promieniu 1 kilometra jest także kilka interesujących małych jeziorek, połączonych strumieniami z morzem. Można też odwiedzić sąsiadów Czechów u których byłem w lipcu 2016 roku. Relacja tutaj na blogu.
Po obejrzeniu relacji z zakończenia sezonu w skokach narciarskich w Planicy, wybraliśmy się na wycieczkę do nieodległego Tromso. To była moja kolejna wizyta w tym największym norweskim mieście (70 tyś. mieszkańców) na dalekiej północy. Zwiedziliśmy muzeum Polaria i w portowej restauracji zjedliśmy zupę z....łososia (miała być ze skrei). Zrobimy sobie w ośrodku o 5 długości lepszą ;) Wywar na głowie, podsmażona włoszczyzna z dużą ilością imbiru i kurkumy a kluczem smaku są kostki skrei 2 x 2 cm, wcześniej zamarynowane. Zanurzone, zaledwie na 1 min przed podaniem, w gorącej zupie.....PYCHA :)

Przedpołudniowy niedzielny relaks w przytulnym ośrodku Mikkelvik. Podczas sztormowej pogody, nie nudzimy się.


Niżej krótka filmowa relacja z wycieczki do Tromso.



Poniedziałek 27 marca

Poranek poniedziałkowy po niedzielnym sztormie wywołał mały głód wędkowania, więc nic dziwnego, że kręciliśmy się jak robaczki po ośrodku, zanim podstawiono łódź, która w niedzielę sztormowała w cichej zatoce. A co z przetransportowaniem nas na pomost? Przecież trap spadł do wody, a dźwigu jeszcze nie ma! To pytania, na które nie mieliśmy jeszcze odpowiedzi. Humory jednak dopisywały, dlatego zapraszam na film. Nic tak dobrze nie odda nastroju poniedziałkowego poranka po sztormie, jak video. Było wesoło.


Kiedy znaleźliśmy się wszyscy na pomoście, pada zasadnicze pytanie: co robimy i dokąd płyniemy? Głosowanie 4:0 na skrei, w końcu to czas skrei a jeszcze nie mamy dwójki z przodu na rozkładzie. Może dziś? Droga na ocean w porządku, jednak otoczenie wygląda groźnie jak u Tolkiena. Zobaczcie sami. To ostatnie wyjście na ocean na tej wyprawie. Jutro znowu ma wiać mocniej. Spodziewane są też obfite opady śniegu.


Król Irek Wielki!

Dziś Irek skorzystał z opowieści, co to ja nie zamierzam testować latem i rzekł: "Po co czekać do lata, ja mogę przetestować dziś". Chodzi o boczny trok z luźną gumą z możliwością posłania tego głęboko i przy znacznym dryfie. Zrobiłem coś na wzór dropshota, ale w wydaniu morskim - taki przypon z wielką przywieszką. Zamysł mój był taki, aby podawać na dużą głębokość, mniejsze, luźne gumy, takie do max. 20 cm, imitujące sandeela lub gromadnika. Trudno wyobrazić sobie główkę 600 g przy 20-cm gumce Real Eela SG, 9" JERKY Dragona, czy 20-cm Gruba od Effzett. Tak ciężko trzeba było jednak łowić w warunkach, jakie mieliśmy na oceanie na tej wyprawie. Takie też są w większości naturalnej wielkości rybki zjadane przez ogromne skrei czy halibuty. Na lince monofilamentu 1,6 mm uwiązałem solidny boczny trok długości ok. 30 cm i do tego kółkiem przymocowałem oliwkowego Gruba od Effzett. Efekt był natychmiastowy, Irek został królem polowania, złowił w pierwszym rzucie 24-kilogramowego skrei o długości 145 cm!
Oczywiście miałem jeszcze jeden taki zestaw i założyłem na moją wędkę inną gumę, niebieskiego Dragona Hammer 9"/ 22,6 cm, również uzbrojonego na lekko - tylko wkrętką i kotwicami na huprovce, trzymanymi wklejonymi magnesami. Branie było natychmiastowe i na pokładzie zameldował się skrei 15+. W obydwu przypadkach obciążenie było 600 g na dole przyponu. Cudne rozwiązanie, ale były czasami splątania przynęty o górę przyponu, gdyż sam boczny trok jest w tym rozwiązaniu zbyt elastyczny. Temat opanowałem zaraz po powrocie z wyprawy i wkrótce przeczytacie o tym rozwiązaniu więcej na blogu. Tymczasem niech żyje Irek, król polowania i zdobywca złotego dolara!

 24 kg/145 cm szczęścia Ireneusza!

 Daniel miał bardzo dobre wyniki na klasycznego banana 500 g, bez kotwicy ale z 1 assist hakiem 10/0
Najczęściej łowiliśmy "ciężko" - duże gumy SG Real Herring w kolorach śledziowym i BurBot - Brudny Harry o wadze 570/370 główka dawały radę. Andreas miał dobre brania na banana 500 g Norwegian Style. Miksery fruwały w toni, ale 300-gramowe, mimo że czasami były troszkę dalej od łodzi, to w ławicy były bardzo jadowite, Jerky sprawdziły się tylko te z główką 280 g, dla mniejszych był za duży dryf! Porządek z gumami rozwiązała skrzynka po browarku. Mocna w transporcie lotniczym i bardzo funkcjonalna na łodzi. Pomieściła ponad 30 kg przynęt. Po powrocie z łowiska każdorazowe spłukanie słodką wodą ochroni haki, kotwice i magnesy przed korozją. Więcej o metodach, przynętach i testach, wkrótce na blogu.

Cóż, znowu wróciliśmy spełnieni z oceanu! W porcie mało pracy, gdyż zabraliśmy jedynie Irka okaz. Filety już dawno zamrożone i spakowane czekają na lot do kraju. Okaz uraczył Estończyków, pracujących przy budowie ośrodka w Mikkelvik. My zakończyliśmy pracę w pomieszczeniu do filetowania ważeniem, sesją zdjęciową i toastem....a jakże, Metaxą :)




To naprawdę duży dorsz skrei...a są przecież większe! Jest po co przyjechać, już za niecały rok :)

Kieliszek rozgrzewającej brandy po szczęśliwym zakończeniu wyprawy wskazany ;) Zarezerwowaliśmy apartament nr 1 bliżej mariny, w dniach 21 - 28 marca 2018 r. Załoga jak na powyższym zdjęciu.

Został nam jeszcze wtorek, ale ma być wietrznie i bardzo śnieżnie, więc wypłyniemy tylko do fjordu, może skusimy halinkę? Po południu pakowanie sprzętu, wieczorem pożegnalna kolacja, a w środę o godzinie 5 wyjazd na lotnisko. Wylot o godzinie 8:00.

P.S. Po obfitych opadach śniegu, wylot z Tromso opóźnił się o 1 godz. i 15 min. W Oslo przesiadka i mało czasu, jednak sprawna obsługa na lotnisku Gardermoen zaradziła i zdążyliśmy na samolot do Gdańska na styk :)

To była CUDNA wyprawa! Już odliczam dni do następnej....zostało 81 dni do wylotu. Dokąd? Mikkelvik oczywiście!


5 komentarzy:

  1. Jak się patrzy to wszystko wygląda fajnie . Ja wiem co to znaczy sztorm już uciekałem z wody . Do brzegu miałem 1 km i płynąłem 2 godziny . Teraz tylko jeżdzę w lato . Wiem że cała frajda jest w marcu i kwietniu . Podziwiam Was .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mirku, dziękuję za wypowiedź! Miałem obawy co do tak wczesnego terminu. Nawet starzy Norwegowie mówili nam, że wyjątkowo trafiliśmy w marcu na niesprzyjające warunki. Zwykle jest łagodniej. Jak widzisz, mając doskonałą i dużą łódź, można powędkować cudnie, nawet przy odrobinę silniejszym wiaterku. Zgadzam się, że to wyprawa dla sprawnych i doświadczonych skipperów. Zapewniam Cię, że nie ryzykowaliśmy życia :) Za niecały rok jedziemy na 2 tygodnie (14-28 marca 2018). Pozdrawiam Andrzej

      Usuń
  2. Super relacja,super przygoda.
    Faktycznie w tym roku wyjątkowo pogoda nie sprzyjała,również na lofotach ale to przecierz Norwegia :)
    Może mnie w przyszłości odwiedzicie jak będę miał już swoją bazę:)
    Pozdrawiam Paweł Janica.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Pawle! Na Lofotach jeszcze nie byłem, więc trzeba będzie wybrać się do Ciebie ;)

      Usuń
  3. Swietna relacja. Gratuluje udanej wyprawy w tak wymagajacych warunkach! Do rekordu rzeczywiscie zabraklo niewiele... ale do pobicia na kolejnych lowiskach ^_^

    Bartek

    OdpowiedzUsuń