Marcowe skrei 2018 w Mikkelvik - dwa tygodnie w mroźnej Arktyce.

Zima wszędzie była dziwna w tym roku. Zaczęła się delikatnie, a w styczniu nawet dawała oznaki wiosny - lecące żurawie....W końcówce marca koledzy na Nordkappie z dużymi przygodami. Jedni nie mogli wyjechać z Gjesvaer a inni dojechać tam. Wszystko przez schodzące lawiny śnieżne. W Mikkelvik mieliśmy troszkę więcej szczęścia. Nic nie poradzimy na kaprysy Natury. Dwutygodniową przygodę zaczęliśmy 13 marca wylotem o godz. 19 z Gdańska. Po raz pierwszy bezpośrednim lotem do Tromso liniami Wizzair.

Turnus podzielony został na 2 tygodnie (13-20 oraz 20-27 marca). Andrzej z Romanem, obaj z Kartuz, Tomek z Warszawy i jego imiennik z Sokołowa oraz ja, to załoga pierwszego tygodnia. Po sprawnej odprawie i krótkim locie, punktualnie lądujemy w Tromso, gdzie bez zbędnych kontroli pakujemy do busa bagaże i za niecałe 2 godziny jesteśmy w raju. W ośrodku cicho, to znowu my otwieraliśmy sezon 2018, tak jak rok wcześniej <-tutaj relacja.
Mieliśmy cały 10-osobowy dom nr 2, ten sam, który był podczas jesiennej wyprawy
Mnóstwo przestrzeni i pojedyncze sypialnie.

Łódź na całe 2 tygodnie solidna i z ogrzewaną kabiną. Quicksilver Pilot House Captur 755 z 220 HP silnikiem.

Osobiście lubię wędkować z odkrytopokładowego Kaasbool 760, jednak zimową porą zamykana i ogrzewana kabina - bezcenne!
Po sezonowym odpoczynku w cichym Dafjord, wspólnie z Oliverem - włascicielem Mikkelvik Brygge, przyprowadziliśmy 2 łodzie do ośrodka. 
Prognozy na 2 najbliższe dni optymistyczne, aż za bardzo. Słaby wiatr a przecież skrei lubi dryf.
Zaczynamy rejs na połowy i w optymistycznych nastrojach wychodzimy w morze.


Na morzu zgodnie z prognozami, lekki wiaterek, słaby dryf i....brak brań, jak na lekarstwo! Jedynie kutry rybackie wyjmują sieci z ogromną ilość skrei. Jak się później dowiedzieliśmy, ryby są najedzone, drętwo poruszają się przy dnie w ogromnych ławicach, nie miały ochoty na nasze kolorowe arsenały przynęt. Z łatwością za to wchodziły w zastawione sieci skrzelowe. Po zaledwie 3 godzinach od postawienia siatek, kuter rybacki odpływał z ogromną ilością dorodnych ryb w ładowni, aż woda sięgała prawie do krawędzi burt! 
Nam czepiały się najczęściej wszędobylskie brosmy. 

 Tomek "Pieczarka" łowił na zestaw podobny do mojego, szkoda, że tego dnia brały najczęściej brosmy.

Osobiście złowiłem ich tego dnia 13! szt. też eksperymentując z nowym sprzętem co nieco. 

Raz na bocznym troku megavega duża mucha szczupakowa...Leszek i Kamil dzięki :) Często i szybko zamieniana na luźną gumę. Nowy, dwubiegowy multiplikator pracuje rewelacyjnie. Uchwyty kupione na Ali...doskonałe!

...a po szybkiej zmianie, muchę zastępowała guma uzbrojona na lekko kotwicą trzymaną magnesami. Brosmy uwielbiały takie zestawy. Mam nadzieję, że skrei i halibuty też zasmakują w tych nowościach?

Skąd takie dokładne dane o złowionych rybach, spytacie? 
Od stycznia bieżącego roku każdy wędkarz w Norwegii, który chce zabrać do Polski dozwolone 20 kg filetów złowionych ryb, musi rejestrować wszystkie połowy z każdego rejsu i na tej podstawie otrzyma w legalnym ośrodku, zaświadczenie dla służb celnych na granicy. Tak rozwiązano to w Mikkelvik. Bez zaświadczenia wolno wywieźć z Norwegii tylko 10 kg filetów lub innych części ryby. Nie wolno wywozić od tego roku okazu ryby - trofeum!

Cóż, pierwszego dnia musieliśmy zadowolić się tylko 6 konkretnymi dorszami. A że były okazałe, kolacja była obfita i pyszna. Nawet kilka filetów wylądowało w pudełkach. Królem połowów pierwszego dnia został Tomek z Warszawy, złowił skrei o wadze 16 kg.

Tomek z pierwszym konkretnym skrei tej wyprawy - 16 kg.

Drugiego dnia prawie olej na wodzie, dryfu nie ma. Przeszukaliśmy cały obszar, gdzie rybacy stawiali sieci. Tylko w jednym miejscu kilka brań okazowych ryb...CISZA na sonarze! Skrei nadal nie żeruje. Tylko rybacy łowią.....


W jednym 70-metrowym dołku mamy kilka brań i tym razem Roman łowi okaz - 23 kg szczęścia, największa ryba wyprawy. Tomek dzisiaj znowu z 16-kilowym prosiaczkiem.


Biorą chimerycznie, ale duże sztuki. 16 kg szczęścia Tomasza.

Sobota i niedziela w naszych łowiskach nie była wędkarska. Ze względu na sztorm, dwa dni spędziliśmy na biesiadowaniu w komfortowych warunkach ośrodka Mikkelvik.

Od Lofotów po Nordkapp wiało w sobotę i niedzielę


Roman jest "morsem". Każdej zimy hartuje swój organizm w lodowatej wodzie. Zachęcił mnie do sauny oraz kąpieli na śniegu. To pierwsze takie doświadczenie w moim życiu. Sauny znajdują się w 3 górnych apartamentach a duża sauna-bania na zewnątrz ośrodka. Wcześniej Oliver przygotował, opalaną drewnem saunę i zaczęło się. Dodam tylko, że powinniście być zupełnie zdrowi, aby w ten sposób hartować swój organizm.




Podczas sztormu warto poszukać na odpływie owoców morza. Zebrane przyssawki-omułki to nowość dla załogi. Ja znam je od październikowej wyprawy. Tym razem zrobiłem je krótko (2 min) zanurzając w wywarze z dorsza. Bardzo dobry sposób.

W poniedziałek po uspokojeniu się wiatru wyszliśmy w morze. Ocean jednak niespokojny po 2 dniach falowania, ryba przegoniona na 4 wiatry. Wróciliśmy do fiordu i złowiliśmy kilka "bolków" na ostatnią kolację pierwszego turnusu.

DRUGI  TURNUS

We wtorek drugiego tygodnia (20-27. marca) nastąpiła zmiana załóg. Andrzej, Roman i dwóch Tomków, odlecieli samolotem Wizzair, którym z Gdańska przylecieli Daniel z Irkiem. Andreas dojechał z Wittingen dzień wcześniej.
Do Mikkelvik zajechał również Tomasz Krysiak ze Szwecji. Przywiózł załogę (Grzegorz, Marek i Kamil), która doleciała z Krakowa do Tromso. 
W środę pięknie, wychodzimy z zamiarem łowienia skrei daleko na oceanie. Może wreszcie rybki zaczną lepiej współpracować?

Łodzie gotowe, pogoda znakomita a my idziemy w morze.

Tomaszek z załogą dotrzymują nam kroku...


...jednak to jeszcze nie jest otwarty ocean, więc po zmarszczkach na wodzie łodzie mkną...

Pogoda w Norwegii zmienia się w mgnieniu oka, zwłaszcza w marcu. Po słonecznej idylli nie ma już śladu. Za to zadymka ze szkwałami owszem. Na szczęście mamy ogrzewaną kabinę. Załoga Tomka z powodu choroby morskiej Grzesia i Kamila, zmuszona do powrotu na spokojną wodę w fiordzie.

 My wytrwale dryfując w tej groźnej aurze, co chwilę trafiamy na mizerny zapis ryby przy dnie. Mimo choroby Irka, nie spływamy z oceanu. Wyjęliśmy z głębiny ok. 100 m, 15 dorodnych skrei.


W drodze powrotnej dopada mnie zmęczenie, to wynik przebytej tydzień przed wyprawą grypy. Na szczęście los oszczędził mi kłopotów z błędnikiem. 2 duże koje w naszej łodzi przydają się a podczas  rejsu, można uciąć sobie drzemkę. Za sterami Andreas.

Przewodnik wędkarski Tomasz Krysiak, (to odnośnik do FB), który mieszkał z załogą w sąsiednim domku, nie poddając się kapryśnej aurze, łowił zawzięcie każdego dnia. Oprócz dorszy, takich nawet do 80-90 cm, złowili w fiordzie aż 8 halibutów w przedziale 12-36 kg.
Dzięki uprzejmości Tomaszka zamieszczam kilka foto z ich arktycznych bojów z halinkami. 
Już pierwszego dnia, po spłynięciu z oceanu, w fiordzie złowili 3 halibuty.

Kamil, pierwszy raz w Norwegii i od razu ryba wyprawy, halibut 36 kg na Demona SMOLT

 Marek na Jerky w kolorze majteczkowym też łowi swoją halinkę

Halibuty uwielbiają różowe gumy. Tutaj Jerky megavega w kolorze różowym z kotwicą na magnesach.


Tomasz, jak na Mistrza przystało, też z ładną halinką


Halibuty w tych rozmiarach, dobrze przyrządzone (krótko) są wyborne. Pierwszy raz jadłem sashimi z halibuta zrobione przez Marka, jestem oczarowany smakiem. Marku, dziękuję za inspirację.

Wieczorna nagroda dla łowcy największej ryby, Kamila z załogi Tomasza, który potrafi też ładnie fotografować zorzę.

Drugi rejs wyprawy nagrodził nam cierpliwość. Jeden półgodzinny dryf na "nosie Trolla" i cały pokład ryb! 33 dorodne skrei zaś Andreas łowi 17 kg okazową rybę. Nawet Irek nie odczuwał choroby morskiej. Brały na wszystkie dostępne przynęty.
Andreas - pilker express 400 g, Daniel - pilker banan klasyczny z assist hakiem - 500 g, Irek - boczny trok megavega 650 g ciezarek i na troku guma 20 cm uzbrojona kotwicą na magnesach, ja wyjąłem 8 szt na miksera różowego z 320-gramową główką :) Wszyscy łowili równo, ale to było w żerującej aktywnie ławicy.



Tak wygląda zapis naszych dryfów na "brodzie i nosie Trolla" Zrzut ekranu z app Navionics

Powiadają, że "w marcu jak w garncu". Arktyka kieruje się swoimi regułami o tej porze roku. Na przełomie zimy i wiosny dynamika aury daje o sobie znać. Po 2 dniach spokoju nadeszły znowu 3 dni z silniejszymi wiatrami. Daleko było aurze do ubiegłorocznego sztormu. Jednak 18 m/s porywy wiatru, odstraszyły nas od wyjścia na otwarte morze. W fiordach wokół Mikkelvik jest dostatecznie dużo mniejszych ryb. To alternatywa na gorszą pogodę. Trzeba wiedzieć gdzie i jak łowić a można powalczyć nawet z dorodnym halibutem. 
W niedzielne sztormowe popołudnie Katja i Oliver, właściciele Mikkelvik Brygge, zaprosili nas na grilla. Domek - grillhouse, jest w stanie pomieścić nawet 12 osób. Andreas przygotował wołowinę argentyńską, ja podałem polski boczek na aperitif, zaś domowa kapusta kiszona jako dodatek smakowała wybornie. Nawet była polska muzyka i..... polska żołądkowa :)




Biesiada w miłym gronie przy płonącym ogniu - bezcenne...a za oknem szaleje sztorm ;)

W poniedziałek ostatni rejs wyprawy. Wypływamy dość późno, ok godz. 14. Morze po sztormie niespokojne a w dodatku jest ujemna temperatura. Wiatr potęguje uczucie zimna. Chcemy jednak zmierzyć się jeszcze raz ze skrei. Niestety tylko 3 prosiaczki meldują się na pokładzie. Zziębnięci ale szczęśliwi wracamy do bazy. Jeszcze pożegnalna kolacja z załogą Tomka Krysiaka i we wtorek 27 marca lot do Gdańska.


 Ostatniego dnia jest pogodnie ale zimno...

...co widać po oblodzeniu wędki Andreasa. 

Podsumowująca wyprawę kolacja, spędzona w gronie zadowolonych wędkarzy - BEZCENNE!

To była moja 18-wyprawa do Norwegii. Inna niż wszystkie dotychczasowe, bo dwutygodniowa. Będzie jeszcze taka w październiku. To nowe doświadczenie, nowe przyjaźnie i wyzwania. W marcu nie jest lekko w Arktyce. Kto był - ten wie. 
Pragnę serdecznie podziękować Andrzejowi i Romanowi, których znałem wcześniej. Tomek z Warszawy i Tomek z Sokołowa, to nowi koledzy i dzielni wędkarze - dziękuję Wam za zaufanie i miłe towarzystwo. 
Andreasowi dziękuję za nowe inspiracje kulinarne a Danielowi i Irkowi za powtórny udział w wyprawie na skrei, jakże innej niż w ub. roku.
Kolegom z ekipy Tomka Krysiaka: Grzegorzowi, Markowi i Kamilowi gratuluję wytrwałości mimo trudnych warunków i złowionych pięknych halibutów. Tomaszku - DZIĘKUJĘ! Ty wiesz!

P.S. Już odliczam dni do majowej wyprawy do....Mikkelvik oczywiście.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz