Wrzesień na Vedze - sztormy, duże dorsze, grzyby i zorza polarna.


Sezon 2016 na morzu w Norwegii dobiega końca, idą jesienne sztormy. Mamy już zarezerwowane 2 wyprawy w 2017 roku, pora więc na relację z ostatniej wyprawy. To był mój siódmy raz na Vedze i czasami zadaję sobie pytanie: czy nie mam dość tego łowiska? We wrześniu jeszcze tam nie łowiłem, więc trzeba było sprawdzić czy w tym czasie Vega też jest Mega!


Było kameralnie. Domek rorbu - drugi z prawej, 6 wędkarzy...

.... i 2 szybkie łodzie Kassboll.

ŚRODA

Siódmy raz, ale jakże inaczej. Tym razem wynajęliśmy busa, Mercedes Sprinter. Swobodnie mogłoby nim jechać 8 osób i do tego ogromna przestrzeń bagażowa. Koszty ogólne takiego rozwiazania porównywalne, gdyby były 2 auta osobowe.

Promem z Gdańska do Nynashamn w Szwecji, to tylko 17 godzin. Ostatni rzut okiem na Westerplatte i dalej ok. 530 km przez Bałtyk.

 Słońce zaszło pora do kabiny aby odpocząć przed jutrzejszą drogą przez Szwecję.

CZWARTEK

Około południa następnego dnia dopływamy do Nynashamn...

...by po wyjechaniu z promu, kontynuować podróż po dobrych, szwedzkich drogach.

Wieczorem docieramy do pensjonatu Doltorpett, 20 km za Ostersund. Stamtąd już tylko 450 km na Horn - przystań promową, skąd odpłyniemy na wyspę Vega.

PIĄTEK

Rankiem, po śniadaniu opuszczamy domek, który wyglądał jak z opowiadania o dzieciach z Bulerbyn. Bez pośpiechu zmierzamy w kierunku granicy norweskiej. W drodze powrotnej też tutaj mamy odpoczynek.

Całą drogę nie możemy oderwać wzroku od ogromnej ilości grzybów, rosnących tuż przy jezdni. 20 km przed granicą norweską, grzybiarze z naszej załogi, nie dali za wygraną i trzeba było zatrzymać auto aby nacieszyć się bogactwem runa. Wszędzie mnóstwo dużych i zdrowych czerwonych koźlarzy zaś głębiej, na leśnych polanach piękne rydze.

Punktualnie o godz. 16 prom odbija od nabrzeża w Horn, by po niecałej godzinie rejsu dobić do brzegów Vegi.

11 km od przystani promowej na północy wyspy, na maleńkiej wysepce Nordoya, leży nasz ośrodek. Niezwłocznie zabieramy się za rozpakowanie busa. Wszystko bez pośpiechu, gdyż prognozy pogody przewidują na jutro sztorm. Dzisiejsze popołudnie i jutrzejsza sobota przeznaczone na solidne przygotowanie sprzętu.

SOBOTA

Niestety, prognozy się potwierdziły. W sobotę wieje, pada i wszystkie łodzie przy kei. 

W domkach trwają prace przygotowawcze do niedzielnych połowów.

Wieczorem o godz. 20 na niebie przejaśnia się a nawet przebijają się promienie zachodzącego słońca.

NIEDZIELA

W niedzielę też prognoza się potwierdza, rankiem jest cudnie.

Skoro świt przy niskiej wodzie wychodzimy w morze.

Dopływamy na ulubioną miejscówkę na oceanie i zaraz meldują się pierwsze duże dorsze. Róż majteczkowy w wydaniu XXL nie zawodzi. Coś czuję, że ta niedziela będzie nasza!


Pod koniec łowienia robi się cudna karaibska pogoda....


....aż żal było wracać do bazy. Na wprost majaczy masyw wyspy Donna.

Złowiliśmy dużo ładnych dorszy a koledzy z Łasina i Grudziądza ponadto 3 wymiarowe halibuty (10, 14 i 18 kg). Do godz. 17. wszystkie załogi sprawiły złowione ryby. Łodzie sklarowane i trwają przygotowania do kolacji. Jutro Neptun też życzliwy, więc skoro świt wychodzimy w morze. Koledzy z Niemiec łowili ok. 10 mil dalej na północ od naszych dzisiejszych łowisk i złowili kilka większych dorszy. Dla odmiany my też zaczniemy tam jutro szukać ryb. Jest to na północnym plateau Skjervaergrunnen na górce Balgrunan.

PONIEDZIAŁEK


Ranek w poniedziałek cudny, cichy. Nawet czaple jeszcze nie wyruszyły na polowanie. Pora wychodzić w morze.


Połowy na oceanie tego ranka rozpocząłem od testów pewnej wędki. Miałem początkowo opory przed jej testowaniem, gdyż wolę łowić "lekko". Wędkę z serii Empire Norway Pilk, firmy MAX użyłem kilka razy podczas 4 tegorocznych wypraw do Norwegii. Testowany dwuczęściowy model o długości 2,10 m i c.w. 200-900, został stworzony z przeznaczeniem na naprawdę duże okazy. To wzmocniony, pogrubiony blank i perfekcyjnie rozmieszczonymi przelotkami SIC ze szczytową rolkową przelotką. Wędka dobrze leży w dłoni, posiada też uchwyt do pasa, pozwalający na komfortowy hol nawet największych okazów. Lekka o dziwo, szybka, o szczytowej akcji wędka, nie jest typowym "kijem od miotły", co z jej parametrów mogłoby się wydawać. Przy użyciu dobrego multiplikatora złowiłem kilka pięknych dorszy na tę wędkę. Znakomicie sprawdziła się do jigowania największymi gumowymi przynętami z mojej kolekcji. Łowiłem także na martwego czarniaka. Nie robił na niej większego wrażenia nawet trupek o wadze 1,5 kg z 450-gramowym ciężarkiem - killerem megavega. Wędka spakowana w ładną sztywną tubę.

Irek zaczął poniedziałkowy ranek od dużego dorsza, którego złowił na pilkera - czerwonego zgreda o wadze 250 gramów. Na filmie niżej końcowy moment holu tej rybki.


Mnie także dorsze nie odpuszczały, te duże brały także na różowe miksery. 

Jarek na dziobie łodzi, czasami łowi duże dorsze na martwego czarniaka.

 Do spółki z dorszami żerują duże czarniaki

Te w dobrej kondycji wracają natychmiast do wody.

W poniedziałek, drugiego dnia kiedy dobra pogoda pozwoliła wyjść w morze, łowimy bardzo dużo dużych ryb. W większości dorsze i czarniaki. Ręce aż bolały! Jeszcze lepsze połowy mają koledzy z domku nr 4. Gorzej u Niemców, którzy zostali w archipelagu. Dorsze mieli małe, 2-3 kg. Łowią jednak halibuta 28 kg na martwego czarniaka. Cudny przyłów.

WTOREK

Na szczęście we wtorek bonus, wbrew wcześniejszym prognozom, wychodzimy w morze. Wykorzystujemy dobrą pogodę na oceanie. Niestety nie trafiamy na żerowanie dużych ryb. Trafiają się pojedyncze sztuki i brania są bardzo rzadkie. Na koniec połowów na 13-metrowej podwodnej górce trafiamy na żerujące rdzawce. Prawie jednocześnie Irek i ja łowimy dwie ok. 6-kilogramowe te waleczne rybki. Janusz z naszego domku na łodzi obok nas, łowi 7 kilowego rdzawca.

Szybko sprawiamy kilka większych ryb, bezpośrednio na pomoście i zmykamy do domku.

Mimo spokoju w porcie, wtorkowe wieczorne niebo nie daje żadnych wątpliwości co jutro będzie się działo.

ŚRODA

W środę, prognozy się potwierdziły. Niestety dmuchnęło mocniej i trzeba było zostać w porcie. Na szczęście Vega to "Norwegia w miniaturze". Wpisana na listę UNESCO wyspa, jest pełna uroku nie tylko dla wędkarzy. Są góry, niziny, jeziorka z pstrągami i lasy pełne grzybów. Właśnie padł wybór na grzybobranie.

 Borowik jest ogromny. To największy znaleziony przeze mnie grzyb!


CZWARTEK

Wieje, ale robimy krótki wypad w archipelag zwłaszcza, że prognozy pokazują wiatr słabnący. Niestety flądry, które mieliśmy zamiar łowić, nie żerują we wskazanym sundzie. Biorą małe dorsze i jest zabawa. U wylotu Sveastraumen, na opadającej wodzie, pojawiają się sporadycznie makrele. Mimo wiatru nie siedzimy w bazie. To zaleta archipelagu Vegi.

PIĄTEK

To przedostatni dzień wyprawy i chcemy go maksymalnie wykorzystać. Prognozy znośne, z możliwością wyjścia na ocean. Nie ma jednomyślności co do oceanu, więc postanawiamy opłynąć Vegę dookoła i sprawdzić miejscówki na południu wyspy, wskazane przez kolegę Jakuba z Bielska. Koledzy z domku nr 4 łowili wokół Soli i złowili 1 halibuta 14 kg. Dorsze tylko maleńkie. To była raczej wycieczka krajoznawcza, rybki nie współpracowały. Może to wynik sztormu, który kilka godzin wcześniej się skończył?

 Tęcza pokazuje, że przelotnie padał deszcz. Takie szorugi mówią jedno - jesień tuż, tuż.

Mój najmniejszy, kilkunastocentymetrowy rdzawiec podhaczony assisthakiem przy pilkerze.

Wracamy do bazy niezbyt spełnieni. Rekompensata w postaci cudnych widoków w Grimsoysund, nie zaspokoiła wędkarskiego głodu. Jutro ostatni dzień przed powrotem do kraju i niestety pogoda wietrzna. W niedzielę rano odpływamy z Vegi na ląd. W sobotę wiec zostaje pakowanie a wcześniej do południa trzeba jeszcze umyć łodzie i przekazać gospodarzowi bazy. 
Wpadam na szalony pomysł aby popłynąć w nocy, zwłaszcza że morze ma być w nocy spokojne! Tak, tak! W czerwcu nie byłoby to nic szczególnego, są białe noce. Jest jednak początek września. Ciemno robi się już ok. godz 21 a dodatkowo mamy jeszcze nów. Jest dopiero godzina 17, nie jesteśmy zmęczeni filetowaniem, nie było co filetować. Wystarczy położyć się i zdrzemnąć ze 3 godziny i można ok. 22 wyjść na ostani połów. Szukam chętnych. Domek nr 4 odpuszcza, Niemcy też nie płyną, są jeszcze 5 dni dłużej od nas. Łódź nr 11 (my mamy 12) pasuje. Moja załoga także - Jarek pas, Irek popłynąłby, ale rano o 4. Niestety, dla mnie to za późno, górka wody o 1:40. W dodatku robi się coraz ciszej a rano ma znowu troszkę mocniej dmuchnąć. W końcu decyduje się drugi załogant, to Stanisław z łodzi nr 11. Płynie ze mną. 
Ech, co to była za niesamowita noc!!! O 22. budzik zrywa mnie na równe nogi. Szybko wskakuję w kombinezon i wychodzę przed domek. A tam zaczęło się! Na niebie "rodziła się" cudna zorza polarna. To podobno dopiero druga zorza tego roku na Vedze. Nawet w polskiej telewizji ją pokazywali w sobotę? 
Mamy szczęście! Ci co nie spali, uzbrojeni w aparaty fotograficzne, dostrajali ustawienia, aby zrobić najlepsze ujęcia. Stanisław i ja wychodzimy konsekwentnie w morze. 





Spójrzcie jednak na mapę Vegi i otaczający ją archipelag. Duża wyspa i ponad 6000 maleńkich wysepek, szkierów, fiordów i trudnych przesmyków. Pomimo doskonałego oznakowania, zdublowanej nawigacji (Garmin na łodzi i Navionics w smartfonie) oraz doskonałej znajomości drogi na ocean, nie była to przysłowiowa "bułka z masłem". Nieodparte pragnienie wędkarskiego spełnienia przed powrotem do kraju oraz chęć sprawdzenia się w warunkach nocnych, odpędziły wszelkie zniechęcenia i maruderów. Celem było dopłynąć w ok. godzinę na łowisko Kristofferstaren. Zwykle w ciągu dnia, płyniemy tam 45 min. Nam zajęło to 70 min. W nocy płynie się na przyrządy, latarnie i gwiazdy. Niby proste. Niedoświadczonym zdecydowanie odradzam takie wypady, są zbyt niebezpieczne ze względu na ryzyko wpłynięcia na skały! 
Dopływamy na łowisko, przynęty do wody i od razu mam potężne branie na różową gumę! W pierwszym rzucie łowię zaledwie na 40 m! moją życiową molwę (8 kg). W porcie przygotowałem ją do zabrania w całości jako okaz. Przyrządzona na patelni tylko na maśle i następnie krótko w piekarniku, smakuje wybornie!
Nie mieliśmy jednak częstych brań w nocy ale jak już brały, to duże dorsze. Czekamy na górkę wody, szukamy ryb. Brania na martwego czerniaka w nocy to dopiero adrenalina. Gdy zaczęło świtać, my mieliśmy dopiero kilka dużych ryb. Odwiedziliśmy wszystkie znane górki na Skjervaer. Wszędzie mnóstwo małego czarniaka w toni. Pierwsza myśl - muszą przyjść "bandyci" skoro jest pasza, tylko kiedy? Postanawiamy przed spłynięciem do bazy, wrócić 10 km na południe na Kristofferstaren. Po drodze zatrzymujemy się kontrolnie na Austreskolten i....zaczęło się! Od godz. 5 do 6 łowimy kilkanaście ładnych dorszy na gumy. Królował Stanisław, który na Demona SMOLT z 400-gramową główką złowił pięknie ubarwionego, największego dorsza wyprawy.



O godz 9 wróciliśmy pełni wrażeń do bazy. Filetowanie, klar łodzi i można myć i pakować sprzęt przed droga powrotną do Polski.

Tymczasem nasi trzej koledzy, którzy nie popłynęli, wybrali się na rydze i proszę bardzo!

Wrócę na Vegę ósmy raz, może już we wrześniu 2017?
Tymczasem zacząłem przygotowania do sezonu 2017. Zbroję bardzo duże gumy. Pierwsza wyprawa już za 160 dni. 22 marca lecimy do Mikkelvik na skrei a skrei lubią duże gumy.

2 komentarze: