Cudny początek sierpnia w Mikkelvik


Miesiąc po czerwcowej wyprawie, znowu polecieliśmy do Mikkelvik. Tym razem 5-osobowa załoga: Robert i Jerzy lecieli z Krakowa, zaś Andrzej, Sebastian i ja z Gdańska. Lot do Tromso z przesiadką w Oslo minął dość szybko. Zwłaszcza podróżujący z Krakowa mieli krótką podróż zarówno tam jak i z powrotem. Turnus mieliśmy zaplanowany od 2 do 11 sierpnia. To aż 8 dni łowienia! Prognozy na pierwsze 3 dni optymistyczne, wiatr max. 5 m/s i oby tak dalej.
Choć czas pomiędzy 22 lipca a 22 sierpnia Morten Andreas Strøksnes w "Księdze Morza..." nazwał "Psim czasem na ryby", my mieliśmy niezłe strzelanie (Skytinga). Jeżeli chcecie więcej dowiedzieć się o tym, kiedy najlepiej zaplanować czas swoich wypraw, koniecznie przeczytajcie "Księgę morza". My trafiliśmy na cały okres Skytingi i...mieliśmy 8 dni i nocy wymarzonej pogody ze słabym bądź tylko umiarkowanym wiatrem.


Wieczorem rozpakowujemy i klarujemy sprzęt. Jutro z rana pierwszy rejs na otwarty ocean.

Gotowi do wyjścia w morze. Mgła w tle nie straszna, gdyż jestem już czwarty raz na tych łowiskach i droga na ocean znana!

Na pierwszej 30-metrowej górce taki zapis. Będzie się działo!

I dzieje się, Sebastian z ładnym dorszem

W trzecim dryfie mam branie na różowego miksera. Od razu poznaję odjazd halibuta. Na pokładzie sklarowane wędki i po krótkim holu lądujemy 15-kilową flądrę. Ładnie się zaczęła wyprawa.

Dorsze to kanibale. Na SG 32-cm "Brudny Harry", uzbrojonego metodą megavega, często łowię okazowe "lamparty"


Skrzynki zapełniamy błyskawicznie, a że to pierwszy dzień wyprawy to każdy łowi jak w transie. Zmęczenia nie czuć, które jednak przychodzi po 2 godzinach intensywnego łowienia.

Andrzej łowiący na rufie też zmęczony ale to przyjemne zmęczenie.

Jerzy łowił z użyciem elektrycznego kołowrotka, więc hol okazowych dorszy nie spowodował dużego zmęczenia. 

Takiej ilości ryb podczas jednego rejsu, jeszcze nie złowiliśmy. Jedno jest pewne, od jutra tylko selektywne połowy.

Drugiego dnia wyprawy wita nas cudna, prawie karaibska pogoda. Jakbyśmy nie byli w Arktyce.


Szybki przelot na łowisko i...

Znowu biorą okazowe ryby.


Okazowe ryby ważymy w bezpieczny sposób przed jej uwolnieniem...


...niektóre uwalniamy zaraz przy burcie łodzi.


Powrót z łowiska bardzo szybką łodzią Kaasboll 760 z 170 KM silnikiem

Dwa razy podczas tej wyprawy, wypłynęliśmy na nocne połowy. Pogoda cudna, obfitość ryb i te barwne zachody i wschody słońca - bezcenne!






Noc a właściwie zmierzch trwały zaledwie 2 godziny.

Kolejny dzień wyprawy zamierzamy spędzić blisko bazy, w Skogsfjorden. Zachęcili nas koledzy z Niemiec, którzy w fiordzie złowili trochę ryb poprzedniego dnia. Nie były to okazy takie jak na otwartej wodzie, ale trzeba było zbadać też bliższe łowiska, aby mieć alternatywę na wietrzne dni w przyszłości.

Na każdej wyprawie eksperymentuję z nowymi przynętami i zbrojeniami. Tu akurat Hammer od Dragona w kolorze kurczakowym, uzbrojony "na lekko" wkrętką i dozbrojką na huprovce z kotwicą trzymaną wklejonym magnesem. Całość obciążana różnej wagi czeburaszkami morskimi. Bardzo łowna przynęta.

Już podczas pierwszego dryfu w fiordzie, Andrzej złowił blisko bazy małego halibucika.


Rybka niewymiarowa i wraca do wody.

Kolejnego dnia zaplanowaliśmy połowy karmazynów. Najlepszą przynętą na karmazyny są filety z małego czarniaka. Od ub. roku wiem gdzie można nałowić "przynętowych rozmiarów czarniaka". Górka niedaleko ośrodka zawsze obfitowała w żerujące ławice czarniaków. Zaledwie kilka minut nad górką z zestawami makrelowymi i zapas świeżej naturalnej przynęty zapewniony. Widać to doskonale na filmie niżej.




Podczas płynięcia na oceaniczną, karmazynową głębię dwaj Andrzeje kroją czarniaki na małe fileciki, które założymy na haki zestawów karmazynowych. 

Niestety karmazyny nie chcą współpracować za to nad 150-metrową głębiną w toni żerują okazowe czarniaki i dorsze. Wszystkie w dobrej kondycji wracają do wody.



Polowanie na halibuty czasami daje takie efekty ale potwierdza to, że łowiliśmy we właściwym miejscu. Maluch wrócił do wody. Róż majteczkowy jest ulubioną przynętą halibutów (tu mikser majteczkowy z lekką główką)

Czasami miałem dyżur w kuchni ;)

Wieczorem koledzy z Litwy złowili 5 makreli. Pokazali nam miejsce, które było bardzo blisko bazy w fiordzie. Kolejny dzień postanowiliśmy spędzić na fiordowych łowiskach makrelowych.





Małe czarniaki i dorsze a zwłaszcza makrele, żerowały na maleńkim śledziu.




Makrele do spółki z małymi dorszami, żerowały wtedy na maleńkim narybku kilkumiesięcznego śledzia. To właśnie tutaj w Skogsfjorden śledzie mają ogromne tarlisko. Właśnie jesienią (październik/listopad) wpływają do fiordu ich ogromne ławice na tarło. Za nimi orki i humbaki na ucztę. Będziemy tam w październiku i listopadzie z nadzieją na udane połowy. Liczymy również, że zobaczymy żerujące wieloryby.


Pięknie ubarwione i wyjątkowo okazałe.

Propozycja Andrzeja, aby makrele usmażyć i zrobić w lekkiej zalewie octowej zwycięża. Nie skonsumujemy jej jednak, gdyż do końca wyprawy został tylko 1 dzień a rybka w zalewie powinna pobyć choć ze 3 doby, aby nabrała smaku. Zostawiliśmy ją gospodarzom ośrodka. Na szczęście zabrałem kilka zamrożonych szt. do Polski i już mogę powiedzieć, że w zalewie octowej smakuje wybornie.

Ostatni dzień wyprawy na łowiska to nadal polowanie na królewskie flądry - halibuty. Halibuty jednak nie współpracują. Po 2 godzinach, Andrzej mobilizuje mnie, aby spróbować ostatni raz poszukać karmazynów. Pogoda jest typowo karmazynowa - spokojne morze, przysłowiowy "olej na wodzie". Tylko przy takich warunkach jest szansa na dłuższy dryf nad ławicami tych czerwonych rybek, które żerują zwykle od 150 m i głębiej.

Jeżeli jest wytrwałość, jest i nagroda. Po pierwszym karmazynie na pokładzie, załoga ożywia się....

Andrzej używa multiplikatora elektrycznego, który bardzo ułatwia hol kilku karmazynów z 200-metrowej toni.


Sebastian holuje klasycznie. Nawet z 200 m nie stanowi to dużego problemu.


Zastosowałem po raz pierwszy zestawy karmazynowe mojej konstrukcji. To klasyczna "choinka" z 4-8 bocznymi trokami zwieńczonymi hakami. Haki są niezwykłe (na foto niżej, ten w środku). Zawiązałem circle hooks VMC nr 6/0. To był strzał w "10". Za każdym dryfem wyjmowałem z wody 4 karmazyny na 4 przypony. Circle hooks - to ich używają zawodowi rybacy do połowów na tzw. sznury. Odpływająca ryba sama zapina się w kąciku swojej paszczy. 4 lata temu na tego typu hak złowiłem swojego największego halibuta. Zamierzam częściej je wykorzystywać. Na październikowej wyprawie mam zamiar testować te z lewej strony.
Ważne! Nie wolno tymi hakami zacinać podczas wyczuwalnego brania ryby! Hak musi zostać połknięty głęboko, zaś swobodnie wysuwający się, podczas odpływania ryby, sam ją zacina.
Hak z prawej strony, to dotychczas przeze mnie stosowany na karmazyny Octopus Gamakatsu 6/0. To hak z zadziorami na trzonku, aby lepiej trzymał się filet. Tymi hakami trzeba lekko zaciąć każde wyczuwalne "puknięcie" karmazyna. Niestety, nie każdy przypon miał rybę po wyjęciu zestawu z "J" hakiem z głębiny. Kolega Jacek wiąże dla mnie morskie muchy na tych Gamakach - rewelacyjne przywieszki na czarniaki, makrele i wszelkie inne ryby żerujące w toni.


Na Gamakatsu wiążę jeszcze zestawy karmazynowe, ale tylko dla niecierpliwych i odruchowo zacinających wędkarzy ;)


Na oczku każdego haka zakładam "świecącą" rurkę elastyczną, co ma znaczenie na 150 m i głębiej, gdzie panują ciemności.


Najważniejsza jest kolejność opuszczania zestawów w toń. Zestawy są długie, łatwo o splątania, zwłaszcza podczas przyłowu brosmy lub czarniaka. Najlepiej, gdy na łodzi łowią tylko dwaj wędkarze, oddaleni od siebie. Zestawy opuszczamy jednocześnie zaczynając od ciężarka. 

Warto było cierpliwie czekać na odpowiednią pogodę i szukać karmazynów. To wyjątkowo piękne i smaczne rybki.

To nie pierwsze moje doświadczenie w łowieniu karmazynów. Na Vedze w 2014 roku łowiliśmy po raz pierwszy i też było owocnie. Opisałem to na blogu tutaj.


Ostatniego wieczora był wyjątkowo piękny zachód słońca nad Skogsfjorden w Mikkelvik.

Świt 11 sierpnia w Mikkelvik, pora powrotu do kraju. Jeszcze ostatnie foto załogi oczekującej na busa, który zawiezie nas na lotnisko w Tromso.

Rano o godzinie 7 meldujemy się przy terminalu w Tromso.

Sebastian i metalowy wieloryb przy lotnisku w Tromso. Mamy nadzieję zobaczyć żywe wieloryby w listopadzie...a może zobaczymy je już w październiku? W sierpniu koledzy z domku obok widzieli orkę. 

W Oslo przywitała nas słoneczna pogoda. To dobrze, ponieważ podczas przesiadki, czekamy aż 8 godzin na samolot do Gdańska. To jedyne w tym roku tak słabe skomunikowanie podczas 5 tegorocznych wypraw.

W Mikkelvik jest cudnie. Jeszcze w październiku i w listopadzie odwiedzimy z kolegami te bajeczne i nie poznane do końca łowiska. W listopadzie mamy nadzieję, oprócz wędkowania, podpatrywać żerujące na śledziach, orki i humbaki. Może zobaczymy zorzę polarną?

Pragnę serdecznie podziękować kolegom z załogi: Andrzejowi, Jerzemu, Robertowi i Sebastianowi za 8 dni cudnej wyprawy.
Andrzejowi chcę pogratulować zwycięstwa w rywalizacji na największą rybę. Nagrodą była "Księga Morza..." Mortena Andreasa Strøksnesa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz