Skrei 2020 - Łowienie na Lofotach z koronawirusem w tle


Z zaplanowanych czterech wypraw na 2020 rok (marzec, maj, czerwiec/lipiec i początek października), odbyła się marcowa, ale była bardzo dziwna i szalona. Wiecie co? Zdaje mi się, że „LOS” leży i śmieje się z naszych zamiarów i marzeń, wystarczy głośno jemu o nich powiedzieć. Mimo dużych obaw o moje zdrowie, nie odwołałem wyprawy i 8 marca wylecieliśmy z Gdańska do Bodo. Już wtedy sytuacja z koronawirusem była mocno napięta. Jednak to nie "wirusek" budził moje obawy. Niewyleczone po urazie, skręcone na rowerze 8 lutego kolano, dokuczało jeszcze i nie było w pełni sprawne. Facet na łodzi o kulach i w ortezie??? Nie było tego jeszcze? Było, a jakże! W październiku 2018 roku poznałem Zdzisława z Tarnowa. To jest prawdziwy TWARDZIEL - zobaczcie na filmie, to ten Pan idący o kulach - LINK! Jego postawa sprawiła, że pojechałem 8 marca na Lofoty. Jak zawsze w fotorelacjach megavega i tym razem nie zabraknie zdjęć i filmów. Emocje też będą DUŻE. Zapraszam do lektury.
We wrześniu 2019 roku, postanowiliśmy zmienić miejsce polowań na skrei. Zamieniliśmy kanty szelfu wokół archipelagu za Grotoya (ok. 25 km od Mikkelvik Brygge), na bliskie łowiska wokół Lofotów (3-5 km). Wybór padł na ośrodek Hemmingodden w rybackiej wiosce Ballstad na wyspie Vestvagoya. Niedaleko jest miasteczko Leknes, gdzie można nawet dolecieć samolotem.

ANNEBUA - to rorbu na piętrze. Bardzo blisko do kei i zaraz pod nami na parterze fileting room. To cudnie, gdyż każda odległość piechotą miała dla mnie, niepełnosprawnego ogromne znaczenie. Warunki bytowe i wyposażenie rorbu w Ballstad jest zdecydowanie niższe niż w Mikkelvik, ale ceny znacznie wyższe! To Lofoty, tak argumentuje właściciel. Na łowisko rzeczywiście blisko a Lofoty magiczne! Latem musi być tam BAJKOWO!

Decydujące było również to, że ośrodek w Ballstad posiada 3 łodzie, model Kaasbool 760 HT, które znam doskonale z Mikkelvik. Moja echosonda Ramarine AXIOM PRO została przeze mnie przygotowana do szybkiego montażu, bez "ingerencji" w kadłub, właśnie tego modelu łajby.

Garmin zainstalowany na sterówce łodzi, miał od samego początku wyprawy uszkodzony przetwornik, zatem zapisy na Raymarine AXIOM PRO - bezcenne.

Dziennik szalonej wyprawy


8 marca 2020, niedziela - lot z Gdańska do Bodo i prom na Lofoty

Do Gdańska, 5 - osobowa załoga (Andrzej C, Daniel, Marek, Tomasz i ja) dotarła punktualnie ok. godz. 11. Pasażerów na lotnisku jeszcze sporo, żaden lot nie jest odwołany. Nic nie wskazuje, że za kilka dni rozpęta się koronawirusowa histeria, choć koronawirus jest już odmieniany przez wszystkie przypadki. Odprawa bagaży i kontrola bezpieczeństwa bez żadnych problemów jak przez ostatnich kilka lat.

Sklep wolnocłowy na lotnisku obficie zaopatrzony.  "Szczepionki" 40-procentowej pod dostatkiem, nawet nazwa nie pozostawia wątpliwości ;)

Samolot linii WizzAir, bezpośrednio z Gdańska, ląduje punktualnie w Bodo. Tomasz przyprowadził busa VW, którego pomogła wynająć nam Monika. Tomasz "Ragnar Lo" z żoną Moniką, od kilku lat mieszkają i pracują w Szwecji, niedaleko Nynashamn.

Ta 10-letnia zadbana Caravelle, zmieściła naszą piątkę i sporo bagaży. Na szczęście mieliśmy zaplanowane użyć jej maksymalnie przez ok. 500 kilometrów.

Mając 5 godzin do odpłynięcia promu na Lofoty, czas ten spędzamy w restauracji w Bodo na obiedzie.

O godz 20:30 wjeżdżamy na prom "Landegode", który zbudowany został w Polsce w 2012 roku


 Tylko 3,5 godziny trwa rejs przez Vestfjorden, z Bodo do Moskenes. Morze jest wzburzone, ale sztormowa pogoda prognozowana jest dopiero na jutro - poniedziałek 9 marca. Będzie czas na sklarowanie łodzi i wędek oraz inne czynności z właścicielem ośrodka (odebranie łodzi, wpłata kaucji 2000 NOK i podpisanie stosownych umów). Zaplanowaliśmy też zakupy niektórych artykułów, spożywczych, których nie zabraliśmy z Polski (jogurty, jajka, warzywa na zupę, krewetki na flądry....).

To prognoza pogody z soboty 7 marca. Sprawdziła się tylko częściowo. W ciągu 5 następnych dni zmieniała się wielokrotnie. Tak bywa w Norwegii często, zwłaszcza w marcu, który jest bardzo dynamicznym miesiącem. Pogoda w marcu potrafi zmieniać się w mgnieniu oka.

Po północy na drodze E10 pusto. Droga odśnieżana na bieżąco.

Po ok. 1,5 godziny ostrożnej jazdy nocą, nieznaną drogą na wyspach Moskenesoya i Flakstadoya,  dojeżdżamy tunelem pod Nappstraumen, na wyspę Vestvagoya. To tam, na południowo-zachodnim jej krańcu, leży nad cichą zatoką, rybacka miejscowość Ballstad.

W ośrodku Hemmingodden nikt na nas nie czeka. To normalne w Norwegii, kiedy dojechaliśmy o godzinie 2 w nocy. Wcześniej e-mailem dostałem szczegółową instrukcję, gdzie będą klucze i jak możemy wejść do Annebua. My też byliśmy zmęczeni. Rozpakowaliśmy żywność i poszliśmy spać.


9 marca, poniedziałek - prace w bazie, mocno wieje wiatr



Rankiem w poniedziałek z balkonu Annebua taki widok. W osłoniętej zatoce w porcie spokojnie. Tylko za główkami portu kipiel i 18 m/s wiatr z porywami. Na łowisku, jeszcze gorzej.

W nocy ma zacząć słabnąć wiatr, więc przygotowania do wtorkowego rejsu można spokojnie czynić przez cały poniedziałek.

10 marca, wtorek - idziemy w morze! Cudny dzień na łowisku.

Po wietrznym poniedziałku wtorek był bardzo ładny. Od godziny 10 był prognozowany wiatr 8 m/s i w ciągu dnia nadal słabnący do 5 m/s. Tak też było na łowisku, a nawet lepiej.  O godzinie 10 byliśmy gotowi do wyjścia w morze na pierwszy rejs tej wyprawy. Łowisko nieznane, wszyscy byliśmy pierwszy raz w tym miejscu. Cztery dotychczasowe wyprawy marcowe były w rejonie Tromso - jeden raz w Sommaroy w kwietniu 2016 roku i trzy razy w Mikkelvik w kolejnych następnych latach - relacje na blogu TUTAJ
Czasami miałem pytania od wielu kolegów i klientów: dlaczego ta zmiana? Przecież w Mikkelvik i w rejonie Tromso było dobrze. - Tak, było dobrze, doskonale - odpowiadałem. 
Jednak to na Lofotach jest podobno Skrei Paradise! Na pewnych mapach, właśnie tam znalazłem oznaczone, największe tarliska w Norwegii. Chciałem to sprawdzić. 
Wysyłałem pytającym czasami zdjęcia - screens z marinetraffic.com. Obserwuję to od 4 lat i zawsze najwięcej kutrów rybackich, w lutym, marcu i na początku kwietnia, łowiło na Lofotach.

 6 lutego 2020

10 marca 2020, wtedy my też wychodziliśmy w morze

Tomasz - Jeszcze tylko selfie i mogę iść, koledzy już gotowi, czekają w łodzi

Suzuki 150 HP pomrukuje miarowo a Kaasbool 760 HT niesie nas na łowisko, a tam.....kilka zdjęć niżej...

Zapis ławic ryb praktycznie nie znikał z ekranu echosondy

 Tomek i Marek łowili z dziobowej części łodzi

 Andrzej C. Daniel i ja łowiliśmy z rufowej części

Ze względu na chore kolano, to mnie tym razem, koledzy asystowali przy wielu czynnościach. Nie lubię łowić siedząc, to mój pierwszy taki rejs od 10 lat. 

Zawsze "gajduję" po łowisku, nawet kiedy jest nowe. Gdy łowiłem podczas ostatnich 32 wypraw, robiłem to zawsze pewnie stojąc na nogach. Tym razem to było niemożliwe. Z niesprawnym kolanem, mogłem jednak prowadzić łódź bez problemu. Siedzenia na Kaasboll 760 HT jakby przystosowane. Koledzy wykonywali wszystkie pozostałe czynności, zwłaszcza wymagające stabilnego stania na obydwu nogach. Wszystkie urządzenia nawigacyjne miałem przygotowane teoretycznie w domu, na długo przed wyprawą. Plan gdzie popłynę w pierwszy rejs także. Pierwszego dnia nie od razu trafiliśmy w żerujące ryby. Od 10:30 do 12:00 było słabo! Przysłowiowy "gwizdek", wzywający na żer, najstarszy z dorszy użył ok. godz. 12:15. To wtedy były 2 godziny do "górki wody", czyli jak zawsze. Poza tym znalazłem wreszcie optymalną głębokość, na której była największa warstwa ławic drobnicy. Wkrótce Andrzej C. odkrył pewną specyfikę brań. I zaczęło się branie za braniem! Dla takich chwil jedzie się do Norwegii. Trwało tak bez końca, przez dwa ok 2-kilometrowe, powtórzone dryfy. Było tak na pewnej stałej izobacie głębokości do godziny ok. 14:30. Świadomi, że czeka nas dużo pracy przy złowionej rybie, postanowiliśmy wrócić do bazy.

 Mapa - zapis wtorkowego pływania w okolicy Ballstad. Miarka oddaje skalę mapy.

Nowa przynęta - podwójny twister megavega - doskonała!

Skusiła wiele skrei

Agrafka spiralna megavega to nowość, nasza klubowa odpowiedź na ciągłe braki "biżuterii" z A.F.W. Przypony i dozbrojki z huprovki, od 5 lat niezawodne.

Wszyscy mocno zajęci i szczęśliwi. Marek holuje kolejnego skrei. 

Różowe przynęty dominują



Nowy twister z otworkami w ogonku, to Sandra od Dalalande, też różowa. Halibutom się spodoba!

Tego dnia królowały przede wszystkim różowe przynęty megavega: miksery, Demony z okiem smoka, podwójne twistery. Kolega Marek, który łowił na Skrova, przysłał to zdjęcie. Różowy mikser megavega to już klasyka od 4 lat. Prawdziwy killer na skrei i halibuty. 


Zwróćcie uwagę, że wszystkie miękkie korpusy przynęt, uzbrojonych metodą megavega, znajdują się poza paszczą ryb. To zasługa wklejonych w miękki korpus magnesów, trzymających kotwicę. Zachęcam do takiego zbrojenia przynęt. Ostre zęby norweskich drapieżników, nie zniszczą Wam zbyt szybko cennych przynęt. W naszym nowym sklepiku, w dziale "Zrób to sam", znajdziecie wszystko, co potrzeba (magnesy, kleje, wycinaki, linkę huprovka). Na naszym kanale youtube są filmy instruktażowe.


11 marca, środa - krótki rejs i "powtórka z rozrywki"


W środę też mieliśmy możliwość wyjścia w morze, choć warunki były trudniejsze niż we wtorek. Bez kombinowania, poprowadziłem łódź we wtorkowe łowisko. 2 godzinki łowienia i wszystkich bolały ręce. Prognozy na czwartek i na następne dni do soboty pokazywały warunki sztormowe, dlatego środa na wodzie to dobry dar LOSU!

W środę Marek złowił okazową rybę wyprawy - dorsza skrei 28 kg i 140 cm! Kilka rybek wzięliśmy, aby skosztować doskonałego białka. Wszystko w granicach dozwolonego limitu 20 kg/osobę.

12 marca, czwartek - Czarny czwartek - ewakuacja czy ucieczka?

Ranek 12 marca nie zapowiadał niczego szczególnego. Prognozy pogody sprawdzone wieczorem w środę potwierdziły się. Wiało dość mocno i dodatkowo miały przyjść zadymki w nocy z czwartku na piątek. Dopiero na sobotę widać było w prognozach maleńkie okienko dobrej pogody z lżejszym wiatrem. W sobotę po południu musielibyśmy jednak umyć i zatankować łódź do pełna, rozliczyć się z właścicielem i spakować na powrót. Pogodziliśmy się w zasadzie z tym, że na otwarte morze nie wypłyniemy już na tym turnusie. W niedzielę o świcie bowiem mieliśmy wyruszyć w stronę Svolvaer i dalej do Lodingen na prom. Stamtąd, dalej przez góry, mieliśmy dojechać ok godz. 13 do Bodo. Na niedzielę, mieliśmy z Bodo zarezerwowany, powrotny lot do Gdańska. Wylot był zaplanowany o 15:40. 
Życie jednak ułożyło inny scenariusz....
Na wyprawach mało śpię, tak już mam. Wstałem dość wcześnie i przygotowałem skrei na śniadanie.

Receptura prosta i szybka (nowa): ok 2-centymetrowej grubości steki z polędwicy skrei, oprószyć solą i pieprzem do smaku. Dodatkowo posypać kurkumą. Nowość polega na maczaniu w panierce z mąki kukurydzianej i jajka. Panierka o konsystencji gęstej śmietany. Po umoczeniu w panierce kładę od razu na rozgrzane masło klarowane na patelni. Smażymy krótko na złoty kolor. Smakują wybornie.

Ok godziny 7, zaczęła budzić się reszta załogi i ze smakiem zjedliśmy rybkę z dodatkiem surówki z domowej kiszonej kapusty, odrobiną cebuli, jabłkiem i oliwą.
Po porannej kawie Andrzej C. zaproponował, abyśmy spróbowali coś w porcie połowić. Przygotował nawet kilkanaście lekkich gum do spinningowania. Byliśmy już prawie gotowi do wyjścia na łódź, aby wypłynąć kilka metrów od główek falochronowych portu, gdy ok. godz. 8 wszedł Daniel z tabletem i niusem, który nas bardzo zaniepokoił.
Treść była mniej więcej taka: "Rząd norweski informuje, że w godzinach popołudniowych ogłosi regulacje, które będą tak restrykcyjne dla mieszkańców, jakie nie były zastosowane jeszcze w Norwegii w czasach pokoju!" 😱
Po krótkiej naradzie zrezygnowaliśmy z łowienia w porcie. Zaprosiłem właściciela, aby zapytać, czy coś wie na ten temat. Nic nie wiedział, ale zbladł...
Przekazałem gospodarzowi, że po naradzie z kolegami, być może jeszcze tego wieczora będziemy wyjeżdżać z Ballstad. Sytuacja i atmosfera zrobiła się niezbyt komfortowa. Zaczęliśmy rozważać przeróżne warianty, ale postanowiliśmy zaczekać na komunikat Pani premier Norwegii. Ok. godziny 15 pojawił się komunikat rządowy:
  • w dniu 13 marca o godz 24 w nocy Norwegia zamyka granice dla wszystkich spoza krajów nordyckich;
  • każdy, kto przybył do Norwegii po 27 lutego, musi odbyć obowiązkową, 14-dniową kwarantannę. 
Było jeszcze kilka innych punktów, ale te dwa dotyczyły nas najbardziej.
Byliśmy w Norwegii od 8 marca, więc nas to dotyczyło. Z drugiej strony patrząc, wystarczyło zdążyć przed godz. 24, dnia 13 marca, opuścić Norwegię.
Przypominam, lot powrotny z Bodo do Gdańska, mieliśmy zaplanowany 15 marca w niedzielę. Dlatego, by nie zostać poddanym przymusowej kwarantannie, zdecydowaliśmy się dzień przed wprowadzeniem przepisów na opuszczenie Ballstad. Czekanie do niedzieli byłoby ryzykowne, bo mogliby nas zatrzymać na lotnisku w Bodo. Teraz śmiało możemy powiedzieć - uciekliśmy przed kwarantanną poza domem.
Jak? O tym po kolei. 
Kiedy dowiedzieliśmy się, że Norwegia zamknie granice dla tych, co niedawno do nich przyjechali, to w pół godziny spakowaliśmy się.
Właściciel nie robił żadnych przeszkód. Nawet nie musieliśmy zatankować łodzi, tylko szacunkowo na podstawie licznika zapłaciliśmy 1500 NOK za paliwo.

Paliwo do łodzi kosztowało nas niewiele, tylko ok. 125 zł/osobę, za 2 rejsy w morze i cudne łowienie.

Brak promu z Moskenes do Bodo wieczorem lub nawet w nocy, skierował nasze myśli na trasę, jaką mieliśmy przebyć w niedzielę z rana, kiedy wszystko miałoby być normalnie.
Obawy budziła pogarszająca się pogoda i myśl o jeździe ponad 400 km przez góry całych Lofotów z Ballstad do Lodingen nocą i dalej do Bodo. Za moment okazało się, że ostatni prom z Lodingen do Bognes, odpływa o 22:30. Nie było szans zdążyć na ten prom, mimo że do Lodingen było tylko 180 km. Za oknem już na dobre szalała zadyma śnieżna.
13 marca rano o godzinie 7:00, był prom z Moskenes do Bodo, ale jeszcze o tym nie wiedzieliśmy.
Poza tym bus, który wzięliśmy - w Bodo trzeba byłoby w piątek 13 marca zostawić! I co dalej? 
Rozważaliśmy nawet kupno tego wypożyczonego busa i jazdę do Szwecji przez jeszcze niezamkniętą granicę.
Pytaliśmy Norwega, właściciela busa, czy odwiezie nas do granicy? Nic z tego!
Pomysły mnożyły się różne (szalone) oraz scenariusze, o których nie będę pisał....

Za kilka minut do living room wszedł Tomasz i oznajmił, że jest cały czas w kontakcie z żoną w Nynashamn. Monika oświadczyła zdecydowanie, że szybko wypożyczy w Sztokholmie odpowiedniego busa i przyjedzie po nas na granicę, a nawet do Bodo. 
Dodać pragnę, że w grudniu 2017 roku, Monika pomogła wyjść nam z poważnej opresji, kiedy w Laponii miałem kontakt z reniferem i uszkodziliśmy busa. Wtedy to, w dwie godziny za pomocą facebooka, znalazła w Szwecji Polaka mechanika, który wybawił nas z opresji.
Dlatego znając trudności trasy ze Sztokholmu do Bodo, zaprotestowałem, że to bardzo niebezpieczne! Do granicy norwesko - szwedzkiej w Junkerdal - Merkenes, z Nynashamn jest ok 1200 km a do Bodo 1400 km!
Poza tym musiałaby przejechać przez zimową Laponię i w dodatku nocą. Jest nasza zgoda, ale pod warunkiem, że zabierze kierowcę zmiennika! Przypominam, że ta burzliwa narada toczy się ok godziny 15, 12 marca w czwartek. Mamy jeszcze sporo czasu do zamknięcia granicy, ale plan nie jest jeszcze dopięty. Ok. godziny 16. Monika zatelefonowała, że jest już w drodze....twierdzi, że dadzą radę dojechać.
Daniel nadal śledził norweskie news, ja zerkałem co jakiś czas do Facebooka. Pierwsi o decyzjach rządowych, ogłosili Norwegowie z Big Fish Adventures na wyspie Soroya. Tekst niżej.


Za jakiś czas mam potwierdzenie tego samego od Andreasa, który był w tym samym czasie, na Pucharze Skrei w Mikkelvik. Byłem też w ciągłym kontakcie telefonicznym z kolegą Markiem z Gliwic, który z rodziną przebywał na wyspie Skrova od środy 11 marca. Zarówno Andreas, jak i Marek postanawiają zostać, mimo że będą raczej zmuszeni poddać się kwarantannie.
Sytuacja jest tak dynamiczna i postępuje tak błyskawicznie, że 12 marca wieczorem, chyba oni jeszcze nie wierzą, że to się dzieje naprawdę?
My lekko uspokojeni decyzją Moniki, planujemy wyjazd z Ballstad do Moskenes o 4 rano, 13 marca w piątek.
O godzinie 7, miał stamtąd odpływać prom do Bodo. Przypomnę, że za oknem sztormowa pogoda i zadyma. Rezerwuję bilety na prom! Mało tego, rezerwuję bilety dla 4 osób z Polski na samolot WizzAir ze Sztokholm-Skavsta do Gdańska. Tomasz zostaje w domu w Szwecji. Ostatni samolot rejsowy do Gdańska był w rozkładzie w sobotę 14 marca o godz. 8:15. Nie dopuszczaliśmy myśli, że może nam się nie udać.
Późnym wieczorem dostajemy jeszcze informację, że Europa (w tym Polska) zamykają granicę z 14/15 marca. Powrót po północy 15 marca, oznaczać będzie wzmożone kontrole oraz obowiązkową, 14-dniową kwarantannę. Oj stresujący był ten wieczór 12 marca, a my dopiero w piątek rano o 4:00 mieliśmy wyruszyć w drogę....za oknem walił śnieg....

13 marca w piątek - czy zdążymy do 24 przekroczyć granicę?

Całą noc nie mogłem spać, może pół godziny się zdrzemnąłem? Pobudkę uzgodniliśmy na 3:30. Kiedy koledzy poszli pakować do auta pojemniki z rybą, ja robiłem śniadanie. Musiało być pożywne, energetyczne. Makaron z sosem leczo, to najszybsze co przyszło mi do głowy, zwłaszcza że zapasy żywności były jeszcze znaczne. Nawet trunki nie zostały do końca skonsumowane. Uprzedzeni o kontrolach na granicach, nie mogliśmy wypić nawet kropelki alkoholu. Świecące się oczka, mogłyby wzbudzić podejrzenia ew. służb sanitarnych!
Do 4:30 wyrobiliśmy się ze wszystkim.
Kiedy już siedzimy w samochodzie, a za szybami szalała zadyma, przyszło mi do głowy zabrać łopatę z bazy (wybacz Thrond, przelew w drodze).
Do Moskenes dojechaliśmy na godzinę 6. Droga koszmarna. Non stop zadymka i zaspy, choć pługi pracowały. Tomasz dał radę za kierownicą, ja robiłem za pilota, przyklejony twarzą do przedniej szyby. W tę pogodę nawet nawigacja miała lagi.
Jaka ogromna była radość, kiedy przy kei zobaczyliśmy zacumowany prom "Ladegode" do Bodo. Wcześniej w Reine, widzieliśmy auta jadące od strony Moskenes, ale nie byliśmy pewni, czy to z promu.
Na prawie pustym promie lekka ulga. 3,5 godziny względnego spokoju i morze niezbyt rozkołysane. Podczas rejsu promem przez Vestfjorden, dowiadujemy się od Tomka, że Monika czeka już na parkingu terminala promowego w Bodo. Co za ulga!

Zadyma na przystani w Moskenes

Monika przejechała bez odpoczynku, bez zmiennika, SAMA prowadząc auto 1400 km, przez 18 godzin z odpoczynkami tylko na tankowanie auta. Ostatnie 300 km przez zaśnieżone pustkowia Laponii nocną porą. Ok. 200 km przed Bodo musiała zatrzymać się z powodu koszmarnej śnieżycy. Płakała z obawy, że nie dojedzie. Znam tę trasę, jechałem w grudniu 2017....ZUCH dziewczyna!
O godzinie 10:15 dobiliśmy do kei w Bodo. Ulga na twarzach kolegów - bezcenne!

Ulga na twarzach kolegów po przepakowaniu bagaży z VW do białego busa Toyota - bezcenne

Teraz Tomasz i ja pojedziemy jeszcze tylko zatankować pod korek wypożyczonego Transportera. Odprowadzimy do właściciela i dalej w drogę powrotną, przez Fauske i Junkerdal do granicy. Wypadło, że ja będę pierwszym zmiennikiem Moniki. Znam bardzo dobrze tę trasę.  Nawet nie było źle, choć oblodzenie na E6 i górzysty teren za Fauske, dodawał troszkę adrenaliny. Dwa lata wcześniej nie był jeszcze gotowy tunel od E6 w kierunku przejścia granicznego. Tunel był gotowy, więc najgorszy, pokręcony odcinek przejechaliśmy gładko. 
Na granicy zdziwienie. Nikogo! Nawet nie było odśnieżone. W nocy mają zamykać przejście, zaś my powolutku, z prędkością dozwoloną 30 km/h, przejeżdżamy do RAJU i o godz. 13:40 robimy zmianę kierowcy.

  Dwa lata temu jadąc w grudniu, dokładnie w tym miejscu wyszło na jezdnię ogromne stado reniferów. Wtedy na oblodzonej jezdni musiałem zatrzymać się, a było pod górkę....przez godzinę walczyliśmy, aby ruszyć. Teraz było z górki. Wiało piekielnie. 


Kilka km za przejściem, odpoczynek i przerwa na papierosa. Jaka ULGA! Za kółko siada...Monika! Już lekko odpoczęła. Pokonuje najgorszy odcinek przez najbliższe 3 godziny. Następnie przez 9 godzin nic szczególnego się nie dzieje. Andrzej C na coraz lepszej drodze utrzymuje kapitalne tempo. Pędzimy co sił w kierunku Sztokholmu, zatrzymując się jedynie na tankowanie, kawę i jakąś przekąskę. Wg nawigacji na lotnisko Sztokholm-Skavsta mamy dojechać o godzinie 4 rano w sobotę. I dojechaliśmy! Tomasz odebrał z parkingu swojego Dodge RAM, którego zostawił, lecąc do Gdańska 8 marca. Nawet nie przypuszczał, że będzie wcześniej w domu :) 
Jeszcze tylko odprowadzą auto do Sztokholmu i mogą jechać do domu.
Dziękujemy Ci Moniko za Twoją odwagę i determinację. Żadne słowa nie są w stanie oddać tego, co zrobiłaś! Pamiętaj - Dobro wraca!
Na lotnisku pusto. Czekają tylko pasażerowie, obywatele polscy. Od dziś Polska nie wpuszcza obcokrajowców. 4 godziny oczekiwania na samolot szybko mijają. Odprawa bagaży i bezpieczeństwa przebiegają sprawnie. Spokój w kolejce do Gate, ale wyczuwa się niepokój i niepewność. Niektórzy pasażerowie mają maseczki.



 Za oknem słonecznie. Wysiadają pasażerowie, którzy przylecieli z Gdańska.

 W samolocie połowa pasażerów. Wszyscy wypełniamy kwestionariusze dla służb sanitarnych w Polsce. To na ich podstawie, od 15 marca do wczorajszej soboty, miałem telefony z GIS z pytaniami o stan zdrowia.

Po odebraniu bagaży jeszcze tylko selfie w pustym terminalu gdańskiego lotniska. Daniel poszedł po auto, zaraz ruszamy do Torunia. Uniknęliśmy kwarantanny w Norwegii i w Polsce. Najważniejsze, że jesteśmy zdrowi. Ahoj PRZYGODO!

No cóż! Szczęście? Jak zwał, tak zwał. 
Tomasz i Monika! Wy wiecie, że wszystko zaczęło się 2 lata temu od magnesów obok Biedronki na parkingu w Ostródzie. Dobro wraca, naprawdę ;)
Dziękuję wszystkim uczestnikom wyprawy za Wszystko!

Epilog. Pod linkiem niżej, historia ucieczki polskiej alpejki z Narwiku. Wyjeżdżali z Norwegii dokładnie wtedy co my. Udało im się, ale zajęło aż 5 dni. Kwarantanna, ale w domu.

Sprzęt, przynęty i metody połowu

W klubie megavega przede wszystkim zajmujemy się przynętami i sprzętem wędkarskim do połowu w Norwegii. Na marcowej wyprawie byliśmy przede wszystkim obficie zaopatrzeni w sprawdzone przynęty. Testowaliśmy również kilka nowych modeli przynęt. Sprawdziły się doskonale, szkoda, że tylko 2 dni mogliśmy łowić. Tym razem pogoda nie pokrzyżowała nam planów, tylko "koronawirus".  Nawet nie mam ochoty pisać i reklamować tych kolorowych i łownych kukiełek megavega.
Jakie to ma teraz znaczenie w obliczu tego, co przeżyliśmy oraz tego, co dzieje się w Polsce i na Świecie???
Żeby jednak smutno nie zakończyć tego reportażu o szalonej wyprawie, obejrzyjcie proszę i posłuchajcie dwóch melodii, które bardzo lubię.
Życzę Wam i sobie, abyśmy jak najszybciej ten dźwięk usłyszeli.....

Co tak pięknie gra? To zaleta pracy dual-drag, hamulców multiplikatorów Maxel. Jest jedwabiście płynna! Zwłaszcza podczas holu halibuta, posłuchajcie na filmie. W akcji Maxel Sealion na prawą rękę, są też na lewa rękę. Multiplikatory Maxel to ponad 40 modeli - to najwyższa światowa klasa.


Więcej o multiplikatorach Maxel, znajdziecie na naszej nowej klubowej stronie TUTAJ


Postscriptum


Widok na Ballstad letnią porą, prawda że cudny?
1 - Hemminglodden Lodge, nasza marcowa baza.  2 - nasze marcowe łowisko, ok 4-5 km od Ballstad

DLACZEGO chciwość i szaleństwo niektórych ludzi, nie pozwala innym realizować ich marzeń i ogranicza WOLNOŚĆ!? Kto im dał prawo? Nie tracę nadziei i jak wszystko dobrze się ułoży, odwiedzimy jeszcze Norweskie łowiska.....


....ponieważ, jeszcze w zielone gramy!


Do zobaczenia na łowiskach!



2 komentarze: